pozytywna energia

Jakoś od kilku tygodni nie możemy się zatrzymać. Wysztko się udaje i idzie po naszej myśli. Mam nadzieję, że nie zapeszę… Odpukuję, więc :)!

Po ulewnym tygodniu, gdzie plany nasze spłyneły razem z deszczem nadszedł czas przebudzenia :). Tę dobrą passę zaczął zdany egazmin z Pilates!!! Za nim podążyła wierna grupa ćwiczących, Goście dołączający do zajęć! Dla mnie jako zaczynającej instruktorki to wielki komplement! Grono zwolenników rośnie! Zapraszam!

Później imieninowe przyjemności. Pamiętali o mnie w tym roku nie tylko najbliźsi, ale i starzy Przyjaciele, a nawet i Goście! Najwspanialszy prezent dostałam właśnie od nich. Własnoręcznie wykonany:

DSC05998

DSC06000

Podoba się? Hmmm… Może kiedyś zdradzę, kto takie cuda wykonuje, jak macie ochotę, by i Waszym domu zagościła ręcznie wykonana ceramika. Dodam tylko, że to początek kolekcji :). Zamówienie na ciąg dalszy zrobione :).

Na dodatek mam czas na pedałowanie. Po ostatniej wypraiwie zadzwonił telefon! Peta Stiegler – mój najukochańszy – amerykański „boss” zadzwonił, że właśnie wybiera się na rower i chciał zapytać, czy z nim pójdę :). Rozczuliłam się!!! Ci, co nas znają wiedzą, jak bardzo kochamy kolarstwo i odzywają się do nas przed lub po udanej wypraiwe. SERCE ROŚNIE!

„Koło” pozytywnych zdarzeń wydaje się napędzać samo :): oszyszczalnia zrobiona, Goście są, lato zapowiada się jeszcze bardziej pracowite niż rok temu! Cieszymy się na spotkania z nowymi Gośćmi, ale i ze zniecierpliwieniem czekamy na kolejne odwiedziny „starych” znajomych. Jesteśmy tu przecież od niespełna 15 miesięcy, a niektórzy z podróżnicy będą u nas gościć już po raz TRZECI (!!!). Nawet nie wiem, jak opisać tę radość.

Miłe to uczucie, kiedy do tego wszystkiego projekty wokół domu zaczynają nabierać kształtu. Poprawiamy parking, by już żaden samochód nie osiadł na grząskim gruncie. Nie wiem ile razy wypychaliśmy znajomych i Gości z mazistego bieszczadzkiego błota, jakie tworzy się na naszym parkingu po deszczu. Na razie to kupa gruzu i żwiru, ale już za kilka dni posiejemy trawę :).

DSC05979

    DSC05939   DSC05941

Zimno dziś, mokro, może wypadałoby ponarzekać?… Nie ma jak! Bowiem znalazł się nawet czas na budowę i wykonanie już dawno zaprojektowanej bramy wjazdowej. Z pomocą wprawnego „pilarza” udało się nadać realny kształt naszej wizji.

   DSC05556

    DSC05636   DSC05637

DSC05557   DSC05959

 DSC05917   DSC05958   DSC05949 

DSC05942

   DSC05923   DSC05929

Pomoc dobrych bieszczadzkich znajomych w całej tej „zabawie” jest nieoceniona. Choć jeszcze nieskończona to już zamontowana:

DSC05984

Nie wiem, na prawdę nie wiem skąd ten przypływ dobra i energii. Codziennie rano budzę się i jestem pewna, że przed nami kolejny udany dzień :). Czuję, że to bedzie dobry rok :)!

nr 54

Świetny dzień dobiegł końca! Jest i działa – profesjonalna, super wydajna biologiczna oczyszczalnia ścieków. Firma istalująca powiedziała nam, że to ich 54 „robota” w tym roku. Dla nas najważniejsza na ich liście :)! Muszę przyznać, że nie wierzyłam, kiedy chłopaki powiedzieli, że to szybka czysta „akcja”, która zajmie góra 2 dni!!! Wyobrzażałam sobie nie wiem co… Chyba wrócily wspomnienia braku wody i oczekiwania na studnię. Aż nie mieści mi się w głowie, że od dnia, w którym z naszych kranów popłynęła w końcu nasza własna woda, minął dokładnie rok i tydzień. W rok i tydzień po tym „kroku milowym” zrobilśmy kolejny. Tyle w tym czasie się wydarzyło! 

W każdym razie Smolnikowe Klimaty są w pełni ekologiczne w kwestji wodociągowo-kanalizacyjnej, bowiem sposób uzyskania oraz utylizacji wody i odpadów w naszym domu jest na najwyższym poziomie obecnaj technologii!!! Czysty i przyjazny środowisku!!! JUPI!!! Do tego „produkujemy” własny kompost i może nawet przekonam Przemka żebyśmy przeszli na wegetarianizm – żart oczywiście. Wiemy bowiem, że „eko” nie znaczy bez mięsa, a przyjaźnie środowiesku od początku do końca. Do tego dążymy.

Kochani, wróćmy do momentu zanim wszystko zaczęło działać. Szczerze? Nasz plac wyglądał strasznie!!! Koparki, ciężarówki… Przycięty z sercem trawnik przestał istnieć :(.

Po kolei jednak. Zanim cokolwiek się wydarzyło, najpierw zwozili… Piach, żwir, rury etc.

DSC05691

       DSC05688   DSC05695

Później planowanie i sprawdzanie „gdzie co i jak”:

           DSC05684   DSC05685

I tyle byłoby z trawnika :(. Ostatnie nań spojrzenie zanim maszyny pracować zaczęły:

DSC05712

DSC05714

Ready, set and go ;):

DSC05694      DSC05722

DSC05725

DSC05699

Pojechali chłopaki z koksem:

   DSC05704   DSC05708   DSC05707   DSC05749   DSC05766  DSC05767   DSC05770   DSC05777   DSC05801   DSC05803   DSC05809   DSC05881   DSC05888   DSC05891

DSC05896

Wszystko na miejscu, „zakopmy” więc rurki.

DSC05899

 

Oto efekt końcowy:

DSC05878

Czekając na odrośnięcie trawy myśleć będziemy co dalej.

Tym czasem… Dobranoc!

Dzień Mamy

Od wielu już lat powtarzam, że to najpiekniejszy dzień w maju. Kiedy to przychodzi nam się zatrzymać i pomyśleć o Mamach – najważniejszych kobietach w naszym życiu. Bez nich nie byłoby na tym świecie ani nas, ani naszych najbliższych nam dusz – mężów (i żon). Dlatego tak cudowne jest to, że wraz ze znalezieniem człowieka, z którym dzielić chcemy życie, zyskujemy drugi „zestaw” Rodziców, a więc i drugie Mamy :).  

Dlatego dziś w dniu tak wyjątkowym, życzymy naszym Mamom – Jadzi i Ani, Ani i Jadzi – tylko słonecznych dni, wypełnionych uśmiechem i radością. Dziękujemy jednocześnie za każdy poświęcony nam moment i każdą chwilę, którą oddały nam zamiast skupiać się na sobie. Bez tych wszystkich małych momentów nie bylibyśmy kim jesteśmy dziś. Mamy Nasze kochane, wiedzcie, że bez Waszej miłości i poświecenia nie stworzylibyśmy tego, co dziś daje nam szczęscie. 

Kochamy Was!!!

39987_418067

odkurzanie

Tak nazywamy z Przemkiem koszenie trawy :). Kochani, kto nie lubi równiutkiego, przyciętego trawniczka? Nic tylko rozłożyć kocyk i delektować się pogodą. Ktoś jednak trawniczek ten skosić musi, bowiem nie wiedomo jak człowiek chciałby zrobić to siłą woli i telepatią, to zwyczajnie się nie da :).

DSC05182

Przyznam, że ja lubię kosić trawę. To jedno z niewielu zadań „ogrodowych”, gdzie efekt widoczny jest od razu. W przeciewieństwie do sadzenia, czy siania.

Nasza działka to sporutki kawałek ziemi :). Kosi się go kilka ładnych godzin. Ostatnio zainteresowało mnie ile trzeba przejść kilomertów, by trawa była pięknie przycięta… Przemo podłapał pomysł i zatrudniliśmy nasze GARMINY do pracy. Okazuje się, iż jest to – BAGATELA – spracer 12 kilometrowy :).

Tak, tak… dreptamy za kosiarką i wychodzi na to, że przemierzamy „piechotą” po podwórku dystans prawie do Komańczy :). Da się, a jak :)! Z resztą, już Pan Dulski wymyślił niniejszy sposób „wchodzenia” na Kopiec Kościuszki krążąc wokól własnego stołu. 

Oryginalni więc nie jesteśmy, ale efekt skoszonej trawy jest zawsze świetny :).

    DSC05193   DSC05189

pierwszy stopień spełnienia :)

Wróćmy myślami (postami) do marca. Podeksytowanie moje sięgało zenitu – w końcu zacznę kurs instruktora Pilates. Szybko pójdzie i czemu aż do maja mam czekać na certyfikat? „Live and learn” – brzmi odpowiedź. To jedyna słuszna droga!

Malutka retrospekcja. Ja – Paulina, studentka sumienna, W OGÓLE fizycznie nieaktywna, przeprowadziłam się do Jackson Hole w stanie Wyoming. Po co? Dlaczego? Chyba żeby odnaleźć siebie :). Po malutku od nart, przez jogę, SZOSĘ po Pilates. Gdyby nie Jenn Walker i jej darmowy tydzień „PILATESU” nigdy nie odkryłabym mocy „środka”.  Ból i prawie łzy – tak mogę opisać zajęcia Jenn :).

Dokładnie pamiętam dzień, w którym powiedziała, że powinnam zacząć się szkolić w kierunku bycia instruktirem… Pomyślałam: „że niby ja ;)?”. Od tego dnia do dziś upłynęło ok. trzy lata.

W dniu urodzin jednej z moich nauczycielek w Polsce, a w przed dzień urodzin Jenn, mogę pochwalić się, że… jestem dyplomowaną instruktorką Pilates :).

                                                                  DSC05534  

    DSC05519   DSC05520

To dla mnie stan uniesienia ponad ziemią! Chodzę po niej, ale grawitacja mnie nie dotyczy :)! Mam tylko nadzieję, że Beaty zdają sobie sprawę z tego ile szczęścia wniosły w moją egzystęcję :).

   DSC05523    DSC05527

ciągle pada

Po zeszłorocznej suszy nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale szczerze nie cieszy mnie dzisiejsza aura. Rok temu wyschła nam studnia. Dom pełen Gości, my nowi „we wsi”… To była ciężka próba. Wówczas modliliśmy się o deszcz, o choćby kroplę, nie mówiąc już o takim dniu, jak poniedziałek, czy dzisiaj. Właśnie byliśmy zobaczyć, jak się sprawy u nas mają i oto raport fotograficzny z „nocnego patrolu”.

Osława znów się podniosła. Oto jej stan sprzed 25 minut. 

   DSC05414   DSC05415

                                           DSC05425

Płynie sobie wartkim tempem, woda dość „gęsta”, błotnista.

Poznajecie?

   DSC05429   DSC05432

Droga do cerkwii. W niedzielę po mszy chyba będzie spływ kajakowy.

U nas póki co dobrze.

DSC05441

Trochę stoi „deszczówki” na trawniku, ale już nawet przez chwilę przestało padać. Teraz kropi, ale nie leje!

Dziś zasypiamy z nadzieją na drobne opady jutro. Ba, nawet lepiej gdyby nie padało w ogóle, ale może łatwiej będzie Matce Naturze spełnić nasze życzenia, kiedy poprosimy o mniej. Nie wszystko od razu!

panta rhei

Dosłowne i w przenośni. Dzisiaj wszystko płynie… nocne deszcze sprawiły, że Osława znacznie się podniosła.

DSC05384

DSC05334

Szumi pięknie w tej deszczowej scenerii. Nawet nie trzeba zbytnio nastawiać ucha, by usłyszeć ją u nas w domu. Z drugiej zaś strony jej stan pokrzyżował nieco nasze plany :(. Wyczekiwany projekt pt. „przydomowa biologiczna oczyszczalnia ścieków” musi poczekać :(. Ekipa zwarta i gotowa niestety nie ma materiału do pracy, bo przez nasze dwa smolnikowe mostki nie przejedzie ani ciężarówa z piachem, ani koparka. Drogą alternatywną płynie dziś Osława :).

      DSC05337   DSC05338

Mamy więc tydzień wolnego. Przymusowy – teraz nie mam już wymówki, muszę uczyć się do egzaminu z Pilates. Deszcz sprawia, że zamiast czytać usypiam. Kochani, trzymajcie więc kciuki super mocno w przyszła niedzielę. Liczę na Was :).

Póki co popatrzcie sobie jak Osława dziś wyglądała.

DSC05326

   DSC05324   DSC05330

 

„z archiwum X”

Kochani, my dzisiaj z zapytaniem. Właśnie dotarła do nas paczka z prześwietną w niej niespodzianką. Takie oto cudo trafiło dziś do Smolnika z Brzegu.

DSC05255

W paczce nie było nic prócz roweru. Żadnej kartki, żadnych wyjaśnień. Czy to pomyłka??? Przesyłka zaadresowana jest jednak wyraźnie na Agroturystykę Smolnikowe Klimaty, Paulinę i Przemka Siudak. Ktoś coś wie???

DSC05262

DSC05256

Będziemy wdzięczni za pomoc. Trzeba podziękować!    

gdzie diabeł mówi dobranoc

Tak sobie wydumałam, że pewnie mnóstwo osób tak myśli o miejscu, w którym mieszkamy :). Czasem zastanawiam się jakie byłoby nasze życie, gdybyśmy zostali w mieście… Zwyczajnie, gdyby wszystko potoczyło się inaczej, nie po naszej myśli. Przyznam, że miewam i momenty zwątpienia – jak leje i leje, kiedy szaro jest i wilgotno, kiedy z domu nie chce się wychodzić w ogóle, kiedy błtoto wszędzie. Czasem zmęczenie robi swoje… I nagle, bez zapowiedzi przychodzą dni takie, jak dziś. Okazuje się, że zwykła przejażdżka samochodem sprawić może, że łapę za telefon, dzwonię do Przemka i mówię: „Chcesz coś zobaczyć? Ubieraj się, zabiaram Cię do Łupkowa.” Co mną kieruje??? Nie mogę nacieszyć się w samotności pięknem Bieszczad. Dziś, po dniu bardzo deszczowym wyszło słońce około 18:30. W drodze z zajęć, była może 20:15. Zachodzące słońce i mgły były nie do opisania… Nie miałam ze sobą aparatu, a zanim zebrałam Przemka zrobiło się już dość późno.

Nie wychodzą mi jeszcze zdjęcia wieczorne, ale może zobaczycie „oczyma duszy”, to co my dziś widzieliśmy na własne .

   DSC05227   DSC05237

                                               DSC05230

DSC05249   DSC05252

Dobranoc Kochani!

kółko się nie kręci

Taka ciekawa historia nam się ostatnio przydarzyła. Jak mamy z Przemkiem dobry dzień i fajną przejażdzkę rowerową, to żartujemy z siebie na wzajem jadąc, że nam się kółko kręci. Taki „ha ha” żarcik, totalnie bezsensowny, ale nas jakoś bawi :). Może dlatego, że zgapiony jest z „Juniora”, który tak żartował z Przemkiem, jak chłopaki byli młodzi i kółka im się kręciły w motorach. 

W każdym razie, Przemka tylnie koło doznało urazu. W przedostatnią niedzielę pękła mu szprycha podczas powrotu z Radoszyc… Oj, niezadowolony był strasznie! To właśnie zdarzenie i związane z nim późniejsze perturbacje, natchnęło mnie do napisania niniejszego posta. Będzie wiele o obsłudze klienta, jaką zapewniają, a właściwie jakiej brak, na polskim rynku :(.

Może i Wy spotkaliście się z brakiem sensownego „customer service”. Już wyjaśniam. Kółko, o którym mowa, to produkt firmy EASTON.

Chyba tysiąca kilometrów nie przejechało. Fakt zakupione jeszcze w USA, lecz przedstawicielstwa handlowe firmy są i w Polsce i Europie. Myślimy sobie więc: „Kilka dni i będzie nowa szprycha”. Oj, nie tak jednak szybko :)… Okazuje się, iż europejscy przedstawiciele firmy EASTON nawet nie raczyli odpowiedzieć na maila :(.

Polskim przedstawicielem zaś jest SHIMANO, które i owszem po 10 dniach odnalazło w Holandii potrzebny nam „drucik”, lecz na jego sprowadzenie potrzebuje – BAGATELA – 14 dni :). Ponadto, przeciętny Polak szprychy od SHIMANO kupić nie może, więc musi jakoś kombinować, żeby łaskawie sklep rowerowy zechciał w niniejszej transakcji zakupu uczestniczyć :). Tu kolejny paradoks! Sklep taki – myśleliśmy – pomocny znajdziemy. Przecież serwisujemy nasze rowery w tym samym zawsze. Czemu mieliby odmówić. A jednak, sanockie serwisy rowerowe nie kwapią się, by pomóc ani troszkę. Smutne to!

Zdesperowany Przemek napisał więc do serwisu w USA. Słuchajcie (czytajcie 😉 ) w 3 dni dostaliśmy odpowiedź, że szprycha jest spakowana i gotowa do wysyłki do Polski. Bez pytań o gwarancję, paragon, pośrednika. Mało tego! Serwis wysyła szprychę na własny koszt, bo liczy się dlań ZADOWOLENIE KLIENTA z zakupionego artykułu. Ha – „i masz babo placek”…

Co Wy na to??? My tracimy po mału nadzieję, że w Polsce nadejdą dni, gdzie KLIENT się liczy. Gdzie „po odejściu od kasy” reklamacje będą uwzględniane. 

Przepraszamy za mały „kwas”, ale czasem i o tym trzeba napisać ;). Niech Wam i nam zawsze kólko się kręci :).