„złodziejka książek”

Zupełnie zapomniałam Wam polecić tę książkę!!! Napisać o niej chyba jednak powinnam złodziejka czasu. Taka właśnie jest ta książka o książek złodziejce – oderwać się od niej nie sposób. 

Początkiem lata nasi Goście – Anna i Grzegorz – wyjeżdzając podarowali mi „Złodziejkę książek” z piękną dedykacją. Jeszcze raz dziękuję! Prawie 500 stron – „O matko!” – pomyślałam. „Kiedy ja znajdę czas na to, by ją przeczytać?”.  Położyłam  na półce obok innych lektur „do nadrobienia” w listopadzie :).

Ta „Złodziejka” nie pozwalała jednak o sobie zapomnieć. Patrzyła na mnie zuchwale każdego dnia… Nie mogłam przejść obojętnie obok półki, na której czekała na swoją kolej. Coś mnie wybitnie w tej książce pociągało. Początkiem września nie mogłam się już powstrzymać i wyciągnęłam ją ze sterty poza koleją. Kiedy tylko przeczytałam pierwszych kilka stron wiedziałam, że nie ma odwrotu. Tej książki nie da się przestać czytać. Wciąga”na amen” ;). 

Jesiennie za oknami się robi. Zaproście „Zlodziejkę” do swojego domu, a nie pożałujecie. Przeczytajcie, polecam :).

IMG_0090

P.S. Obejrzeliśmy też film, ale nie warto iść na łatwiznę :). Przeczytajcie zamiast oglądać.

szoping ;)

Tak, tak… „Szoping” w formie najczystszej :). Coż się za tym kryje? Ni mniej, ni więcej niż kolejny mały projekt stanowiący część większego planu działania. 

W naszym domu prócz gościnnej jego części z sypialniami:

  • Przytulną,

   DSC07523

  • Lawendową,

   DSC01673

  • Bieloną,

   DSC01786

  • oraz Południową

   DSC00786

jest i nasza część domu, a w niej… „DZIADOWNIK”. Najbadziej potrzebne pomieszczenie gospodarczo-składzikowe, kryjące w swym wnętrzu chyba dosłownie WSZYSTKO :). Jest i spiżarnią, i warsztatem Przemka, ale też wielkim zorganizowanym bałaganem :). Wybaczcie, ale tu zdjęcie się nie pojawi ;).

I choć Dziadownik bliski jest memu sercu ze względu na jego wielkie znaczenie praktyczne i użytkowe, będę zmuszona się z nim pożegnać i to chyba już niedługo. Mamy wszak dla Dziadownika inne – zacniejsze – przeznaczenie (to ów wyżej wspomniany „większy plan działania”), ale zanim do tego dojdzie małymi kroczkami trzeba go przenieść w inne miejsce.

Pamiętacie naszą szopę?

   DSC03011

To właśnie w niej Dziadownik teraz będzie się mieścił. Wszystkie nasze słoiki, przetwory, śrubki i inne przedmioty zamieszkają tam. Trzeba jednak przygotować pomieszczenie pod nowy Dziadownik i to właśnie ów „szoping”, o którym mowa. W wolnym tłumaczeniu: szoping = projekt w szopie :). 

Ostatnie dni lata upłynęły Przemkowi na organizowaniu tej właśnie przestrzeni. Zrywa stary sufit, podnosi go, otula ściany styropianem, by nasze przetwory zimą nie marzły 🙂 😉 :), kładzie folię paraprzepuszczalną i tylko sam on wie co jeszcze.

DSC07925

DSC07932

   DSC07938   DSC07939

DSC07947   DSC07954

DSC07959

DSC07977

Dziś pogoda – tego ostatniego dnia lata – sprawiła Mu psikusa. LEJE u nas! Projekt utknął w miejscu, ale dzięki temu, że aura nie sprzyja, i ja mam dodatkową chwilkę, by napisać :). Na prawdę „nie ma tego złego (…)”. 

Trzymajcie jednak kciuki, by pierwszy dzień astronomicznej jesieni przywitał nas pełnym słońcem, by Przemo mógł ruszyć dalej i by nasza wizja nowego Dziadownika nabrała kształtu ostatecznego :).

bieszczadzki rudzielec

Rudy wraca w wielkm stylu :). Dwa dni padało, było zimnawo, ale za to teraz lasy wynagradzają nam niedogodności ubiegającego tygodnia. Słoneczko świeci mocno, a pomarańczowy kolor króluje w bieszczadzkich lasach:

IMG_0284

    IMG_0285   IMG_0286

IMG_0292

I króluje też w naszej kuchni. Oto zbiory dnia wczorajszego:

   DSC07869   DSC07872

DSC07875

DSC07877

Pysznie smakowały rydze na masełku do jejeczniczki dziś rano… Mniammmmm!

gdzie diabeł tkwi

Zaproszę Was dzisiaj do naszej kuchni. Tym jednak razem nie w celach kulinarnych, a kreatywnych :). Zanim jednak… Chcę Wam się przyznać do małego „natręctwa” jakie mam. Strasznie wielką wagę przywiązuję do szczegółów. Dlatego też staram się, by w naszym domu wszystko – a przede wszystkim – najmniejsze szczegóły były dopracowane. 

Kilka dni temu udało mi się oderwać od obowiązków domowych i pojechać do miasta :). Zajrzałam do kilku sklepów, w których bywam bardzo rzadko i ku mojemu zdziwieniu odnalazłam w nich małe skarby. Oto one: 

       DSC07766   DSC07764

Hmmmm… Niby nic – pojemniki na cytrynę i dziurkacze, ale w mojej głowie tworzyły one kreatywną szufladkę.

Kto u nas był ten wie, że na Gości w sypialniach zawsze czeka małe przywitanie i czekolada na słodki początek pobytu. Sposobu ich prezentacji nie był jednak doskonały. Szukałam pomysłu, by zrobić to lepiej. Coś zaczęło świtać mi w głowie, kiedy pewnym sklepie sieciowym wpadły mi ręce dziurkacze. Nie do końca jednak wiedziałam do czego ich użyję. Gdy zaś kupując gwoździe i wkręty dla Przemka w innym sklepie znalazłam pojemniki na cytrynę wszystko się skrystalizowało.

Następnego dnia z samego rana zaczęłam swój „craft project” :). Słoneczko na pewno było po mojej stronie i przyświecało mojej idei :). Zniosłam do kuchni potrzebne sprzęty, czyli szklane cudeńka, dziurkacze i wydrukowane powitania.

DSC07776

DSC07763

DSC07781

Zaczęłam oczywiście od wypróbowania wzorów, jakie mogę teraz „wycinać” w papierze:

   DSC07778   DSC07767

DSC07770

Kotek i motylek poczekają na inny projekt, ale „koronkowe rogi” zastosowałam bez namysłu. Tego właśnie szukałam, by sprawić, że powitanie będzie nie tylko profesjonalne, ale i ciepłe i romantyczne. Do dzieła – tnę, kroję. dziurkuję:

   DSC07782   DSC07784

DSC07785

Wyszło tak:

DSC07786

Efekt końcowy zaś czeka na wszystkich odwiedzających w każdej z sypialni :). Tu Lawendowa:

DSC07806

DSC07813

DSC07814

To tylko mały fragment naszego domu. Całość też robi wrażenie! Do zobaczenia w Smolnikowych Klimatach :).

bluszcz

Jakoś inaczej się zrobiło. Lubię kiedy tak się dzieje – niby wciąż ciepło i lato, ale dzwonek szkolny bardzo dokładnie odmierzył koniec wakacji. Ucichł gwar w domu, bo choć jest wciąż pełen, to szalonych maluchów mało u nas obecnie gości. Jakiś taki spokój mimo niekończącej się listy rzeczy do zrobienia i projektów do dokończenia zanim zrobi się zimno.

Siedzę sobie z popołudniową kawą, patrzę przez okno i myślę. Znów lato uciekło gdzieś między dobrym początkiem rowerowego sezonu, spotkaniami z Gośćmi, gotowaniem i innymi „codziennościami”.  W Jackson mieliśmy za oknem brzozę, którą obserwowaliśmy bacznie. Jej pierwsze pączki zwiastowały nadejście wiosny, cudownie zielone liście podziwialiśmy latem, ich zaś szelest i żółć zapowiadały jesień, a co dalej sami wiecie. Ogołocona stała sobie pod śniegiem czekając na kolejną wiosnę.

Tu za oknem mamy bluszcz. Brzydki on strasznie jest zimą :). Nie przykrywa go bowiem śnieg i wisi tak sobie po prostu, jak gdyby ktoś zapomniał obciąć opadłe z liści gałęzie. Trochę jak z horroru ;). Zieleni się jednak wiosną i pnie w górę i na boki latem. W tym roku przybyło go sporo, bo lato mieliśmy wilgotne i słoneczne. Rósł sobie na potęgę! Spoglądam sobie teraz na „bluszcza”, a on szepcze do mnie, że czas jesieni już za rogiem.

Jeszcze kwitną mieczyki, pelargonie i lilie mają się świetnie, a i słonecznikowych kwiatów się doczekałam tą późno letnią porą, ale on – bluszcz – nie pozwoli się oszukać.

DSC07712

             DSC07706   DSC07715   DSC07709

DSC07721

Może to i lepiej… Czas przypomnieć sobie kolory jesieni.

DSC07724