ho! ho! ho!

Mówią: „Czy umyłaś okna, czy nie święta i tak się odbędą” 😉 . Prawda! Pewnie nikt nawet nie zauważy 🙂 . 

Przeczytałam jeszcze ostatnio, że jest tylko jedna rzecz lepsza niż bycie dzieckiem podczas Bożego Narodzenia. Jaka – pomyślałam sobie?… Przecież kiedy jest się dzieckiem święta są takie magiczne, wyjątkowe, pachnące i pyszne. Choinka świeci jaśniej i bardziej skrzą na niej bombki. Co więc lepszego być może?

Szybko pojawiła się i odpowiedź. Na dodatek dość prosta była. Otóż brzmiała ona:

„posiadanie dziecka, które świąt doświadcza”.

Nie wiedziałam jak się do tego odnieść. Z tymi oknami to u mnie prawda – czy to na jedne, czy na drugie święta czasem się nie wyrobię z myciem. Święta i tak się odbywają.

Co do świętowania z dziećmi, to Jagna do tej pory obchodziła Boże Narodzenie dwukrotnie. Chyba żadnych świąt świadoma nie była. Siłą rzeczy zostawała ze mną w kuchni, kiedy Przemek z Gośćmi wyjeżdżał po choinkę. Wszyscy wracali zadowoleni, ustawiali drzewko w Izbie Biesiadnej, jedli śledzie pod postaciami trzema i stroili choinkę. Nigdy nie udało mi się wyrwać z domu i doświadczyć niesamowicie świątecznego procesu szukania, ścinania i strojenia drzewka. Dziś wiem już, że taki on jest!

To rodzinny czas, naznaczony świętowaniem i radością.

   

Tak wyszło, że zeszłorocznym postanowieniem (ze względu na Jagnę) nie organizujemy świąt dla Gości w tym roku. To też czas znalazł się na wszystko – na wspólne przystrajanie Izby, „polowanie” na choinkę, jej przystrajanie i nieco przedwczesne otwieranie prezentów. Jagna była zachwycona – WSZYSTKIM! Od wycieczki do lasu: 

Przez ciągnięcie z Tatą choinki do samochodu i wnoszenie jej do domu po…

   

   

    

(…) ubieranie choinki:

Szukanie Gwiazdki na zachmurzonym niebie było dla niej nieco rozczarowujące. Moc podarków pod choinką przyniesiona przez „niewidzialną Gwiazdkę” wynagrodziła jednak wszystko 🙂 . Nie ważne było co i dla kogo Gwiazdka przyniosła. Trzeba było odwiązać wstążkę i potargać papier 🙂 .

   

Niesamowita radość. Nie do uchwycenia w spokoju 🙂 . 

Tak! Lepsza niż bycie dzieckiem podczas świąt 🙂 . Patrzeć na własne dziecko, które uwielbia tę „świąteczną choinkę”, nieudolnie wiesza zabawki tylko na najniższych gałązkach 🙂 , co chwila ściąga srebrny łańcuch z choinki i się nim owija biegając i pokrzykując i cieszy się najmniejszym podarkiem to niesamowite uczucie.

Magia świąt wraca. Ciepło się na sercu robi 🙂 .

Przyznam się Wam jeszcze do czegoś. Moc kartek świątecznych, przesyłek mniejszych i większych od Was do nas sprawiła, że i my odnajdujemy w sobie dzieci. Dziękujemy za pamięć!

Życzymy Wam spokojnych, mroźnych świąt w ciepłej rodzinnej atmosferze. Niech nikogo nie zabraknie przy Waszym wigilijnym stole. Zapomnijcie co złe, pamiętajcie o dobrym. I przede wszystkim bądźcie zdrowi – bo choć to najbanalniejsze z życzeń, to jedyne, na którego spełnienie warto czekać.

od Disney’a w Karkonosze

Mam dla Was historię. Gdyby przyszło mi ją osadzić w scenografii to byłoby coś na pograniczu „Opowieści wigilijnej” w wydaniu Disney’a a historii powszechnie znanej jako „O domku w Karkonoszach” 😉 . 

Było więc tak. Wyjechaliśmy na urlop, było super, ale jak to urlop – kończy się. Wróciliśmy do domu i zanim do końca rozpakowaliśmy walizki, Smolnik zaczął pięknieć w najcudowniejszy grudniowy sposób. I tu włączamy bajkę Disney’a: ogromne płatki śniegu wirowały po woli w dół. Konsekwentnie przykrywały trawnik, dachy, drzewa. Wszystko!

   

Cudowna aura.

SOBOTA.

Po 2 dniach czułam się u siebie, jak w tym maleńkim domku w oddali, w którym tli się w okienku światełko i choć na zewnątrz zawierucha, to w środku cieplutko i pachnąco.

Rodzinnie.

I nagle cyk!

Światełko zgasło 🙂 .

Sobotni wieczór spędziliśmy przy świecach. I też wybornie! Żadne światło tak pięknie nie wypełnia naszego domu, jak światło świec. No może tylko późno jesienne zachodzące słońce może ze świecami stawać do konkurencji. Niemniej jednak świece i klimat zimowej zawieruchy uzupełniał turkot generatora za oknem (ciepło musiało być w domu).

NIEDZIELA.

Noc minęła. Obudziliśmy się i przywitał nas słoneczny dzień. Jeszcze nie mroźny, ale bardzo zimowy (znów Disney). Cicho, ale nie ciemno, mimo że światła brak. Dzień w końcu! Słoneczny i biały.

   

Zjedliśmy śniadanie i nie chcieliśmy czekać ani chwili dłużej, by nacieszyć się śniegiem i zimą. Ubrani i w pełnej gotowości zabraliśmy Jagnę na sanki.

   

Ubaw po pachy!!! Strącanie „lawinek” z gałęzi, noszenie kulek, lepienie bałwana, tarzanie się w zaspach.

Cyk! Ok. 13 wróciła elektryka. Do normalności zdawało się wracać życie. Minął dzień, wieczór zmieniał się w późny i czas na kąpiel przyszła. Jagny stópki dotknęły tafli wody w wannie i znów… CYK 🙂 ! Teraz wiedzieliśmy już, że to nie przelewki.

Po spacerze wciąż było jak w bajce.

Jednakże tu pojawia się „zły charakter”: Halny :). Halny wiał i wiał. Światło migało w ciągu dnia i wieczoru dość często, ale o 20 już nie wróciło.

Powtórka z historii: świece, agregat.

PONIEDZIAŁEK.

Tu zaczyna się ta część z historii o domku w Karkonoszach 🙂 . Wyłączamy Disney’a.

Agregat wyje. Brak prądu oznacza brak wody, zasięgu, Internetu, kreatywne palenie w kominku etc. Obudziliśmy się w ciemnych sypialniach, bo nocą śniegiem zawiało nam okna dachowe. Światła brak. Szaro na zewnątrz, jakby wiosennie zdawało się być na dworze. Z tyłu głowy mamy nadzieję, że o 13 znów wróci prąd. Widzimy nawet samochód „energetyki”, co napawa nadzieją. Trzynasta mija, czternasta, siedemnasta, a nawet i dwudziesta. Wciąż ciemno.

Agregat wyje.

Świece płoną.

Już nawet nie czekamy na powrót elektryczności. Damy radę przetrwać kolejną noc. 

Siedzimy, gadamy i nagle CYK 🙂 . Jest 21 z „groszami”. Nie dajemy wiary, że to na dłużej, ale rozświetla się cały dom! Nawet nie pamiętaliśmy, gdzie świeciło się światło, kiedy zgasło 😉 . 

Poczuliśmy ulgę. 

CZWARTEK:

Prąd, zasięg, wodę i Internet mamy cały czas do dziś. Troszkę chciałam Was rozmarzyć, troszkę rozśmieszyć. Nie było źle, wielki komfort psychiczny dały nam obojgu „zbierane” od lat w razie „W” urządzenia. Czasem trzeba było z czegoś zrezygnować, by był w domu agregat. Odśnieżarka przez pierwsze dwie zimy miała ferie :). Przemek ją odpalał, żeby „przepalić” 🙂 . A teraz te rzeczy ratowały nasz spokojny sen, wyjazd z domu do jakiej takiej cywilizacji. 

Gdybym miała zamkąć ten post w jednym zdaniu, to poszłabym w taki banał:

„My się zimy nie boimy.” 😉