oryginalne hutyrki

Ktoś zna? Jadł ktoś??? My tak!!! Dzięki uprzejmości jednego z naszych Gości przyjemność mieliśmy wielką, spróbować oryginalne „hutyrki” w wykonaniu samego pomysłodawcy :).

Dziś piękny sierpniowy dzień w Smolniku, lecz ostatni tydzień uraczył nas kilkukrotnie i deszczem i wiatrem. Kiedy jedni kręcą nosem na deszcz w Bieszczadach inni traktują go jako świetną wymówkę, by…

DSC07321

napalić w piecu i przygotować dla wszystkich domowników przysmak, będący wspomnieniem słodkich lat dziecięcych :). 

Kiedy tylko ci Goście przekroczyli próg Izby Biesiadnej, „on” od razu zauważył piec :). Mówił o „daniu”, jakim zajadał się będąc dzieckiem podczas wakacji na wsi. „Ziemniaki na blasze. Mniam! Jedliście kiedyś?”. My nie, pozostali domownicy podobnie. Kiedy więc zrobiło się chłodno i deszczowo odpuścić „mu” nie mogliśmy. Sebek napalił w piecu, ja przyniosłam ziemniaki, Adam poprosił o odpowiedni nóż i przyprawy – sól, masełko, Przemo zaś o paprykę. Ciepło pieca zjednoczyło wszystkich domowników. Przemeblowaliśmy Izbę, przysuwając kanapy bliżej pieca i obserwowaliśmy cały rytuał. Ziemniaki na blasze! Sprawnym ruchem Adam obracał je i gotował do perfekcji.

   DSC07340   DSC07348

DSC07341 DSC07346 DSC07351

Zapach unosił się w powietrzu pyszny, ślinka ciekła :). Wszystkim nam hutyrki zasmakowały.

DSC07343

I to tak bardzo, że kolejnego dnia podjęta została próba ich odtworzenia. Bez Adama nie było to już to samo, ale… Będziemy próbować i może z czasem dojdziemy do perfekcji. Mamy nadzieję, że nasi Goście pomogą nam w tych staraniach :).

Siudaki

Przez bardzo długo nie chcieliśmy dodać swoich zdjęć ani na blogu Smolnikowych Klimatów, ani na „fejsie”, czy nawet stronie internetowej SK. Sądziliśmy, że nie jest to konieczne. Chieliśmy pokazywać Wam nasz dom, nasze pasje, kuchnię. Rozmowy z naszymi Gośćmi sprawiły jednak, że zmieniliśmy zdanie. Okazało się, że chcieliby nas zobaczyć, zanim zdecydują się odwiedzić nasz dom. Po mału dodawaliśmy więc swoje fotki „tu i ówdzie”, by się wizualnie przedstawić :).

Jedną z pierwszych naszych odsłon była forografia zrobiona przez Kasię Urbańską. Urbańscy są właśnie u nas z wizytą – WRÓCILI :)!!! Rok temu zaprosili nas przed swój obiektyw i w bardzo deszczowy wrześniowy dzień spędzili z nami chwilę albo dwie pstrykając cierpliwie między kroplami deszczu :). Zabieganie i codzienne sprawy nie pozwoliły Kasi wysłać zrobionych wówczas zdjęć wcześniej, ale darowała nam je wczoraj. Dlatego też zobaczyć możecie je i Wy.

Oto my w obiektywie Kasi Urbańskiej:

034 (1 of 1)

   041 (1 of 1)   028 (1 of 1)

042 (1 of 1)   

   028 (1 of 1)   023 (1 of 1)

   022 (1 of 1)   008 (1 of 1)

   022 (1 of 1)   019 (1 of 1)

   015 (1 of 1)   013 (1 of 1)

I jeszcze kilka ;):

082 (1 of 1)

073 (1 of 1)

   092 (1 of 1)  070 (1 of 1)  094 (1 of 1)   

Pozdrawiamy, 

Siudaki

032 (1 of 1)

P.S. Ogromne podziękowania dla Kasi i Bartka!!!

słoikowanie

Czas przyszedł na przetwory. Zamykamy po woli smak lata w słoiczkach – są już kompoty (wiśniowe, rabarbarowe, truskawkowe i śliwkowe), miodek z mniszka, trochę kinfitur i właśnie „wchodzą na tapetę” pomidorki suszone.

DSC07194

    DSC07198   DSC07200

DSC07287

Tak bardzo zapędziliśmy się w słoikowanie, że zapomnieliśmy o naszym małym ogródeczku. A on okazuje się być magicznym miejscem, gdzie wielkie rzeczy się dzieją. Ogromne wręcz:

DSC07239

DSC07241

Kilka cukiń już zebraliśmy, zaserwowaliśmy naszym gościom i sami posmakowaliśmy, ale ta jedna gdzieś nam się schowała :). Bycza jest po prostu :). I co z nią teraz? Aż szkoda zjeść, ale pewnie tak właśnie zrobimy :).

Musiałam się z Wami podzielić tymi gigantycznymi „newsami” :). Uśmiechnijcie się i niech bieszczadzkie Anioły czuwają nad Wami.

DSC07277

the big unboxing

Są, są, są!!! W końcu się doczekaliśmy! Dzisiejszy dzień był jak gwiazdka i oboje z Przemkiem czekaliśmy na to pudełko pełne niespodzianek :).

Mała retrospekcja. Pamiętacie mój wyjątkowy prezent imieninowy?

DSC05998

Po jego otrzymaniu wpadliśmy na pomysł, żeby P. wykonał dla nas kubki z logiem Smolnikowych Klimatów. Troszkę czasu upłynęło zanim wszystkie szczegóły dograliśmy. Cały proces od samego pomysłu, przez projekt po wykonanie przebiegł super profesjonalnie. Zaskakujące jak fajnie współpracuje się ze znajomymi :).

Tak więc dziś doszła… Wielka paka pełna smolnikowych kubków :).

DSC07016

Dwóch ancymonków już czekało ze zniecierpliwieniem, by położyć swoje rączki na pudełku :).  Oto oni, przedstawiam Wam Ryszarda i Dawida, którzy otwieranie paczki nazwali dniem „the big unboxing” :):

DSC07019

   DSC07021   DSC07022 

Z wizytą u nas w Smolniku jest Przemka bratanek i jego kolega, ale to już inna historia :). Może kiedyś napiszę o tym, jak zafascynowali mnie dwaj nastoletni chłopcy i ich szalone pomysły, rozmowy, kłótnie i zdolność do destrukcji przedmiotów takich, np. jak hamak 🙂 🙂 :).

Wracając do tematu. W pudle było kolejne pudełko, a w nim…

DSC07024

Zapakowane tak, jakby łyby najcenniejszym dziełem sztuki. I w sumie na dobrą sprawę dla nas nimi właśnie są :). No dobra pokażę Wam już te nasze kubeczki.

    DSC07036   DSC07050

Pięć kolorowych kolorów i nasza pieczęć na przodzie.

DSC07047

Ja ukochałam ten:

DSC07034

Przemo jeszcze nie zdecydował, ale wie, że kubek dobrze w ręce leży.

DSC07027

Ręczna robota pierwsza klasa. Każdy kubek sygnowany przez „autora”:

   DSC07045   DSC07053

Jeszcze ostatnie na te cudeńka spojrzenie!

DSC07041

Miłej nocki :).

„w dechę”

Pamiętacie takie powiedzenie? Kiedyś, kiedyś tak się mówiło… Zanim coś było „cool”, było „w dechę”, a teraz jakie jest, nie wiem :). Jakoś omija mnie slang młodzieżowy, to chyba oznaka starzenia :). 

U nas jest ostatnio „w dechę” w każdym razie :). Dużo pracy w drewnie znaczy.

DSC06978

Zaczęło się od znaku „Gospodarze”, by nadać odpowiedni kierunek krokom naszych Gości. 

DSC06813

Zdarzało się bowiem, że niczego nie świadomi Goście, z narażeniem życia przekraczali próg niewidzialnego ogrodzenia dla naszych psiaków i obdarowywani zostawali lawiną miłości Alty i Schnappsa, do których dołączył obecnie Zigur (leciwy, mądry owczarek niemiecki). Przyznaję, iż nie lada muszą mieć odwagę, Ci kierujący swoje kroki do drzwi tarasowych zamiast wejściowych, bowiem choć nasze czworonogi do groźnych nie należą, to są dużymi psami i potrafią szczekać, jak szalone. Ponadto Schnappsie skacze i daje buziaki prosto w usta :). Dla nas to norma, ale dla niczego nie podejrzewających podróżników może to być szok.

W końcu był czas zamontować także „wizytówki” nad drzwiami. 

      DSC06966   DSC06968                                       DSC06971   

DSC06974

DSC06976

To jednak nie wszystko! Schnappsie już od listopada ma swój domek na dworze. Alta i Zigur czekali na swoją kolej i z powodu wielkiego Alty lęku przed letnimi burzami doczekała się ona swojej budy. 

 DSC06940DSC06947

DSC06948

                          DSC06951   DSC06954

Dokończenie dachu przełożyliśmy jednak na termin późniejszy… Mały wypadek przy pracy sprawił, że zapał i chęci nieco opadły.

DSC06944

Przemek ma guza, ale wdzięczność Alty wynagrodziła ból.

Tyle u nas :). 

polecamy!

Moja niemożność jazdy na rowerze (jeszcze kilka dni i oszaleję 😉 ) ma swoje plusy. Hmmm… a przynajmniej Przemek stara się mnie do tego przekonać, wymyślając wciąż nowe pomysły na rozweselenie mojego „nosa na kwintę”.

Od dawna staraliśmy się zajrzeć w pewne miejsce. Wszyscy o nim mówią, polecają, znają, a i 20 tysięcy – plus – „lajków” swoje mówi. Listopadową porą zamknięte na 3 spusty, a tylko wtedy mamy czas wybrać się i „pozwiedzać”. W każdym razie wygospodarowaliśmy we środę trochę czasu i postanowiliśmy zostać turystami w Wetlinie na 1,5 godziny :).  Odwiedziliśmy owo miejsce i przyglądaliśmy się mu bacznie…

   DSC06844DSC06831

Okazuje się, że są super miejsca w Bieszczadach, gdzie ktoś wita gości w drzwiach z uśmiechem i zamiast burknąć: „zamawia się przy barze”, zaprasza do stolika i oferuje serwis. Bez pośpiechu – jest czas zajrzeć w menu i porozmawiać o tym, co kuchnia ma dziś dobrego do zaoferowania, a co jest absolutnym hitem i specjałem szefa. Zamówione przez nas napoje trafiły na stolik od razu. Nikt nas nie pośpieszał z zamówieniem jedzenia. Sączyliśmy i zastanawialiśmy się.

DSC06840

Ja „kafa” – 400 ml (!!!), Przemo „pifo” :). I co z tego, że nie było kawy mrożonej. Nasz kelner od razu polecił mi tę właśnie dużą, na którą miałam ochotę nawet o tym nie wiedząc. Opowiedział o tym co „z kija” nalewają i czym jedno od drugiego się różni. Znów – BEZ POŚ PIECHU! Przemka wybór – trafiony również!!!

Siedzimy, zastanawiamy się, czego by tu spróbować.

DSC06843

DSC06834

I choć wszyscy mówią o NALEŚNIKU GIGANCIE ®, to Przemek postawił na specjał…

DSC06838

Tu też się nie pomyliliśmy! Kawał mięcha, jak na stek przystało, a i frytek na talerzu szukać nie musieliśmy :). Ja zasmakowałam w sałatkach, które Przemek nazywa popychaczami i zbytnio nie przywiązuje do nich wagi ;). 

   DSC06849   DSC06851

Wszsytko smakowite, super podane. Na prawdę warto zajrzeć do Chaty Wędrowca. Fajnie wiedzieć, że popularne miejsca nie koniecznie muszą rozrastać się „przez pączkowanie” typu: „A co tam. Dodamy namiot, wstawimy stary stolik, zrzucimy ceratą przypiętą spinaczami do stołu, będzie łatwo zetrzeć. Ludziom i tak nie zależy.” A jednak zależy :). Spójność, wierność oryginalnemu pomysłowi  w Chacie Wędrowca jest widoczna. Jesteśmy pod wrażeniem i wrócimy na pewno przed końcem lata, by spróbować „tego naleśnika” :).