post po-urodzinowy

Miałam dla Was posta. Urodzinowego – prawie skończonego. Kilka szlifów, zmian, kropek i przecinków i byłby gotowy. Dzień moich urodzin zmienił jednak wszystko. Miałam Wam się do czegoś przyznać. Myślałam, że wiem jakie wyzwalają we mnie uczucia moje KOLEJNE 😉 urodziny.

Miało być trochę o tym, że bałam się skończyć 30 lat. O tym, że od kiedy miałam 28, to i tak mentalnie miałam już 30. Tak bardzo uwierzyłam w kryzys trzydziestek, o którym się mówi, czyta, słyszy (…), że sama się nakręcałam. Nie mogłam o niczym innym myśleć! W głowie miałam tylko to, że za dwa lata (a później za rok) będę miała trzydzieści lat. Jakby to jakoś mnie miało nagle zmienić, przewartościować, zdefiniować. Oszalałam 😉 .

Jeszcze kilka dni temu myślałam (o ironio!!!), że wolałabym, zamiast świętować kolejne urodziny, wrócić do dnia tych „przeklętych” 30-tych. Jednak po dniu 33-ich urodzin wiem NA PEWNO, że nie chciałabym cofnąć czasu. Może i lat mi przybywa, ale wraz z nimi zyskuję tak wiele. Tylu cudownych ludzi o mnie pamięta. Nawet więcej… Gdybym nie kończyła przedwczoraj 33 lat nie zadzwoniłaby do mnie Ewa, Magda, Joasia, bo nie spotkałabym ich na swojej drodze. Nie spędziłabym tych urodzin z naszymi Rodzicami, Basią i Olą. Renata nie upiekłaby tortu, a smsów od Mareczka i Kasi, Anki, Eweliny też by nie było. Nikt nie odśpiewałby mi sto lat przez telefon, czy osobiście po Pilates’ie. Kartek urodzinowych też byłoby mniej. Wiem też, że choć daleko są niektórzy nasi przyjaciele, to i tak w ważnych chwilach są z nami.

Czasu nie da się cofnąć, bo ktoś mądrzejszy tak zaplanował. Czasu nie da się cofnąć, bo nie warto 🙂 .

Trzydzieści trzy… Buuuu – kolejne urodziny? Nie, nie, nie… Dzień, który sprawił, że poczułam się cudownie! 

DSC08551

the big bang theory

Teoria wielkiego wybuchu. Jednak w tym przypadku bardziej w sensie „The big bang theory”, znanego również jako „Teoria wielkiego podrywu”. Oglądamy z Przemkiem i śmiejemy się w głos. Aż ciężko mi uwierzyć, że nie wciągnęliśmy się w „big benga” jeszcze po drugiej stronie oceanu. Chyba jednak lepiej, że dopiero teraz, bo włączamy cały sezon i chichotamy przez kilka godzin 🙂 . Nie musimy czekać na kolejny odcinek. Za jednym magicznym kliknięciem myszki oglądamy dalej 🙂 . Do czego zmierzam??? Za raz wszystko będzie jasne 🙂 .

Wczorajszy dzień był ważny. Dokładnie dwa lata temu, 13 listopada 2012 roku wróciliśmy do Polski. Pamiętam doskonale w co ubrany był Przemek, co miałam na sobie ja. Jak uśmiechała się Mama i Tata, jak uściskała nas Mama Ania i Maro, jaka Ola była maleńka, a Rysiek strasznie już duży, jak fajnie zobaczyć było Łukasza i Tomka, jaka Babcia była uśmiechnięta i jak Basia nas przywitała. Dziadek czekał na nas w domu.

Rany, 2 lata minęły od naszego powrotu…

Pamiętam też drugą stronę oceanu. Ten ostatni dzień. Jess i Mike, sprawili, że cały ostatni tydzień naszej przygody z USA był świetny 😉 . Oj… działo się! Przyznam zupełnie szczerze, że nie wyobrażałam sobie, by ktoś inny mógł nas odwieźć na lotnisko. To właśnie Jess odebrała nas z lotniska w 2005r. Przez te wszystkie lata stała się dla nas nie tylko przyjaciółką. Jess jest naszą siostrą! Asia i Janusz, czekali na nas na lotnisku, by nas zaskoczyć, by życzyć nam szczęścia we wszystkim co zamierzaliśmy. Im też wiele zawdzięczamy! Najlepiej wiedzieli jakie są nasze plany, wspierali i radzili. Ich też nie mogło zabraknąć tamtego dnia.

Ta moja amerykańska siostra Jess podarowała mi wtedy bransoletkę – na sekundy przed naszym wylotem. Noszę ją codziennie… Nie zdejmę jej nigdy… Nawet już przywykłam do tego, że czasem zapląta się we włosy tak, że uwolnić się nie mogę 🙂 . Ta bransoletka wiele dla mnie znaczy.

Wszystko jakby dziś (wczoraj), a to już 2 lata. Boże, jak sobie przypomnę, w jakim mentalnie i emocjonalnie byliśmy wówczas stanie, to aż trudno uwierzyć, że nie „ześwirowaliśmy” 😉 . Trochę unosiliśmy się na chmurze euforii powrotu, napędzała nas determinacja w działaniu, a w głowie takie prywatne „BIG BANG THEORY”. Dokładnie tak, teoria Wielkiego Wybuchu, to był nasz pomysł na życie :). Ha!

Teoria ta to uznawany za najbardziej prawdopodobny, model ewolucji Wszechświata.  Przekładając ją na własne doświadczenie – „wybuch”, jaki zafundowaliśmy sobie w naszym życiu, doprowadził nas tu, do mikro wszechświata –  do Siudakowych Smolnikowych Klimatów. Zaryzykowaliśmy… Baliśmy się, ale jesteśmy i działamy. Było warto!

A pomyśleć tylko, że…

🙂 IT ALL STARTED WITH THE BIG BANG 🙂

face lift

Dzień dobry,

Przedstawiam Wam nową twarz, starego znajomego, czyli naszego Bloga :).

Taka mała zmiana, o której myślałam sobie już od pewnego czasu. Moje myśli zbiegły się szczęśliwie w czasie z działaniami naszego internetowego „magika”, który stoi za kilkoma jeszcze innymi naszymi ruchami w sieci :).

Niech się dobrze czyta :). 

płacę i wymagam

Tak akurat dzisiaj wyszło, że mnie na rozważania naszło :). Staram się pisać Wam o pozytywnej „stronie mocy”. O tym co daje nam siłę, o tych wszystkich ludziach, dzięki którym nasze Smolnikowe Klimaty mają sens. Mamy jednak smutne, a czasem i skomplikowane doświadczenia.  

Myślałam sobie o kończącym się sezonie. O wszystkich tych, którzy do nas w tym roku przyjechali – nowych i wracających Gościach. O tym, że to szczęście przebywać w towarzystwie wesołych, interesujących osób, które na dodatek są na wakacjach, więc poziom ich pozytywnej energii wzrasta ponad przeciętną.

Żebyśmy się jednak zbytnio nie rozmarzyli, wracam na ziemię :)… Bardzo rzadko, ale zdarzają nam się „czkawki” – tak nazywamy sytuacje, w których nasza oferta nie do końca, a może nawet w ogóle, nie spełnia oczekiwań :(. Wówczas nie wprost (bowiem mało kto w dobie „netu” potrafi powiedzieć co myśli drugiemu w tradycyjny sposób zwany ROZMOWĄ), ale obrywa nam się. Czytamy sobie później w Internecie co było nie tak :(. A różnie piszą nie do nas, ale o nas. Dla przykładu, że pokój mały, że woda „śmierdzi”, że okno się nie otwiera, że brak atrakcji, że wiocha, brak telewizora, szafy etc… Nie wdajemy się w „pyskówki”, często staramy się zrozumieć punkt widzenia Niezadowolonych, rozważyć, wyciągnąć wnioski na przyszłość. Wiemy już niestety także, że jak się chce to i w całym dziura się znajdzie. Używając kolejnego kolokwializmu: „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”. Trudno, trzeba z tym żyć :).

Jest jednak coś, co w polskim kraju rzuciło mi się w oczy wybitnie. Takie „płacę więc wymagam”. DZIAŁA TO NA MNIE JAK PŁACHTA NA BYKA!!! Zagotowuje mi krew w żyłach. Przemkowi z resztą też.

Ja wiem, że pieniądz jest ważny – dla jednych bardziej, ale innych mniej – dobrze znam jego wartość. Dla jednych to cel, a innych środek. Mniejsza o to.  Zdaję sobie też sprawę z tego, że taką a nie inną wybraliśmy z Przemkiem pracę i naszym zadaniem jest, jako Gospodarzy, słuchać naszych Gości i sprawiać, by ich pobyt w naszym domu był tym, czego oczekują. Staramy się personalnie podejść do każdego z naszych Gości od samego początku do końca. Od pierwszego telefonu, czy maila po zatrzaśnięcie drzwi w samochodzie. Zawsze oddzwaniamy, nie pozostawiamy bez odpowiedzi żadnej korespondencji. Pyatmy o preferencje żywieniowe, alergie, na ile to możliwe popdpowiadamy, którą z tras najszybciej do nas dotrzeć, obdzwaniamy miejsca organizujące wycieczki, jak trzeba gotujemy 2 różne obiady. To wszystko robimy najlepiej jak potrafimy. Dlatego kiedy jedynym argumentem w słuchawce jest „płacę”… 

Cała ta plątanina myśli już jakiś czas temu (nie pierwszy raz zdarza mi się w tym temacie dumać) podsunęła mi pewien pomysł do głowy :). Każdy portal turystyczny oferuje klientom możliwość dodania komentarza – i złego i dobrego i przeciętnego też. Nazwijmy go szczerym, bez względu na ilość przyznanych gwiazdek, kropek, kciuków, czy czego tam jeszcze :). Super – w wolnym kraju żyjemy i tak ma być! Wymyśliłam więc sobie, że i jakaś mądra komputerowa głowa mogłaby stworzyć portal dla różnorakich usługodawców, gdzie Ci mogliby wymieniać między sobą informacje na temat swoich z Gośćmi/Klientami doświadczeń :). Również przyznawać gwiazdki, kropki i kciuki.

Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam z zasmuceniem, że to chyba jednak pomysł wtórny ;). Dlaczego? Co miałam na myśli? O coś jakby to, tylko żeby gablotka była wirtualna :): 

Uśmiechnijcie się, bo to miał być śmieszny mimo wszystko post.