Jak wiemy, „wiosny nie czyni”, ale kwitnący żonkil i mini poletko krokusów, to już zupełnie co innego 😉 .
Tym milej, że wszystkie własnoręcznie sadzone. Wiosna w Smolniku na całego 🙂 . Czosnek niedźwiedzi pojawia się na polanach, a Przemek sadzi świerki, jakby od tego miało zależeć nasze, a przynajmniej Jego życie 😉 . Ukochał sobie te drzewa i obsadza je w roli głównej naszego żywopłotu. Rok temu zasadził 40 i już wówczas myślałam, że oszalał, ale jakże wielce się myliłam. Wariactwo ogarnęło go dopiero teraz. W przeciągu 3 dni roboczych przybyło nam sztuk 400 (!!!) tego zacnego gatunku, a właśnie usłyszałam pobąkiwanie, że „chyba jeszcze ze 100 zamówię”. Sama nie wiem co robić… Cieszyć się, czy szukać mu lekarza 😉 .
Przyznam, że i ja zabrałam się za prace ogrodowe. Mimo wielkich starań i pozytywnego nastawienia wciąż nie jest to moja ulubione zajęcie… Dziś to bardziej nabałaganiłam niż upiększyłam i to też nie pomogło mi polubić dłubania w ziemi choć ociupinę bardziej. Równolegle bowiem do remontu w domu (wciąż trwa 🙁 ), zaczął się „remont ogródka”. Obecnie nasze podwórko bardziej przypomina okopy i miejsce walk żołnierskich, a niżeli wiejski swojski skwerek z kwiatuszkami. To wyjaśnia brak zdjęć z pola bitwy 🙂 . Plan jest jednak zacny i mam nadzieję, że po monotonnych dniach zrywania geowłókniny, odchwaszczania i tym podobnych cudowności w końcu ukaże się oczom naszym piękny kwitnący ogród z magnolią, floksami, mieczykami i innymi pięknymi kwiatami. Ma się rozumieć chwasty pójdą mieszkać za 7 gór i lasów, a my i nasz ogród będziemy żyć w spokoju, długo i szczęśliwie 🙂 .
Trzymajcie kciuki!