
Jakże ja chciałam się odezwać tuż po Nowym Roku. Jak bardzo chciałam złożyć Wam wszystkim życzenia na ten tyle co rozpoczęty, oby choć o krztynę lepszy od poprzedniego, rok. Jakie miałam pragnienie napisać Wam o padającym śniegu, pokazać bajkową scenerię domu i podwórza… Zwyczajnie jednak zabrakło mi sił. Szaleństwo świąteczno-sylwestrowe „odwirowało” ze mnie całą energię 🙂 . Wszystko tak szybko się zadziało – skończyły się święta, wyjechali Goście. Tyle co skończyliśmy zmywać podłogi, a kolejni Goście – tym razem sylwestrowi – już byli u progu 🙂 . Nastrój z podniosłego i rodzinnego zmienił się w szampański i taki już pozostał do końca pobytu tej niesamowitej grupy przyjaciół. To był nasz drugi we własnym domu Sylwester i drugi spędzony w tym samym (z małym wyjątkiem) towarzystwie. Było super!

Dzisiaj już – mimo że dopiero – 5 stycznia. Nazbierało się w mojej głowie przez ten czas trochę myśli, odłożyło w komputerze kilka zdjęć… Pisałam już, że na sam koniec Bożego Narodzenia spadł śnieg. Aż bałam się marzyć, by nie przestawał. Nieśmiałą miałam jednak nadzieję… No i chyba trochę się ona spełniła, bo za wyjątkiem jednego bardzo mroźnego słonecznego dnia, poprzedzonego jeszcze mroźniejszą nocą, gdzie temperatura spadła do -28°C, praktycznie codziennie prószy śnieg :). Pomału, z każdym spadającym płatkiem zmieniało się w tym czasie nasze podwórko:



I dzisiaj, i wczoraj i przedwczoraj też – codziennie pada śnieg 🙂 .
Zaczęłam jednak od słowa „priorytety” – ha, może to i „czwarte P Pauliny”. Cały ten czas, kiedy nie mogłam znaleźć sił na pisanie wypełniała nam praca – nasz obecnie główny priorytet. Wczoraj miałam jeszcze z 5 prań do wstawienia, do gotowania obiad dla Gości, a poza tym „po naszej stronie domu” też samo się nic nie dzieje. Tak jednak cudnie prószyło, że postanowiliśmy pojechać na narty. Uświadomiłam sobie, że kiedyś zimą wszystko kręciło się wokół nart (a latem – roweru) 🙂 . Nawet pracę miałam taką (tylko popołudniowe zmiany), by codziennie być na stoku. Dzień w dzień przez +/-130 dni w roku. Opuszczałam może tydzień w sumie – czasem trzeba było gdzieś pojechać, coś załatwić… a i tak nie lubiłam myśli o tym, że nie ma mnie „na górce” 😉 .
Choć naszym Bieszczadzkim stokom daaaaaaaaaaaaleko do Gór Skalistych 🙂 🙂 🙂 , to te 1,5 godziny jakie spędziliśmy z Przemkiem sami, we dwoje, z dala od domu naładowały nas niesamowicie. Najfajniejsze były 2 sprawy. Po pierwsze – totalny brak kolejki do wyciągu, a po drugie – świeży śnieg, po którym z jakiegoś dziwnego powodu nikt nie chciał jeździć. Zainteresowanie przeratrakowaną częścią stoku wydawało się być znacznie większe, dzięki czemu cały „cowboy pow” mieliśmy dla siebie 🙂 . Mróz wyszczypał nam policzki, buty pouciskały łydki, zarysowaliśmy nieco narty o wystające jeszcze spod śniegu kamienie, ale nic to! BYŁO NA PRAWDĘ SUPER!!!
Po powrocie ja od razu wpadłam do kuchni, a Przemek? Sami zobaczcie:





Faceci i ich „zabawki” 😉 .
Dzisiejszy dzień upłynął nam jak każdy poniedziałek, czyli pod znakiem powrotu do życiowych zajęć 🙂 . Na szczęście jutro święto!!!
Na zakończenie kilka fotek z dzisiaj:






I w panoramie 😉 :


Tym razem spośród wszystkich kotów zechciała pozować Filonka:

Alta i Schnapps też miały chwilkę dla mnie, ale Zigur schował się za wikliną.

Moi Drodzy, życzę Wam i Nam na ten Nowy rok tego samego. Mianowicie odpowiedniego ustawienia swoich priorytetów, czyli w taki sposób, byście mieli czas dla siebie i najbliższych. Nie odkładajcie tego „na później”!