I wydało się! Mahoń, to nowy kolor, jaki wybraliśmy, by odświeżyć chyżę i nadać balom nowej mocy na kolejne lata :). Trochę się wahaliśmy z wyborem, bo to pewnego rodzaju zobowiązanie… Trzeba później codziennie na ten dom patrzeć, więc lepiej żeby się podobał :). Efekt końcowy przerósł nasze oczekiwania… Zachwycił nas. Zakochaliśmy się w tej chłupie na nowo!
Dom przed „face liftem” też był piękny, skradł nam przecież serca. Jednak już od dawna Przemek mówił, że na wiosnę czas zabrać się za malowanie bali. W zeszłym roku po prostu brakło nam czasu przed sezonem, a i głowę zaprzątało tyle nowych rzeczy.
Czas nadszedł najwyższy, by to tej „zimy stulecia” słowa wcielić w czyny :). Zaczęło się od powolnego oczyszczania – kawałek po kawałku, bal po balu.
Przemek był niesamowicie wciągnięty i podekscytowany. Taki jego sposób na poznanie się z domem, spojrzenie na każdą jego część i dotknięcie wszystkich jego komponentów. Strasznie cieszył go cały proces zmian. Co chwilę wołał mnie żebym coś zobczyła i przyniosła aparat. Napstrykaliśmy „fotek a fotek”, ale nudzić nimi Was wszystkimi nie będziemy. Wybrałam kilka.
Pierwszy szok dopadł nas kiedy zobaczyliśmy, jaką wielką różnicę zrobiło samo czyszczenie. Jak bardzo bale potrzebowały już „oddechu”. Na nowo pokazał się rysunek jaki drewno samym sobą szkicuje. Coś w tym jest… organicznego i bardzo pięknego – przynajmniej dla nas.
Oto cały oczyszczony front. Od razu rzucają się w oczy „wiosenne” porządki :).
Krok drugi – pierwsza warstwa „mahoniowa”:
A jak któraś była pierwsza, to znaczy że i kolejna być musiała. Druga:
To jeszcze nie koniec… Dziś skończyliśmy dopiero front chyży. Od jutra ciąg dalszy czyszcenia bali – „na tapetę” idzie ściana południowa i choć część zachodniej. Potem malowanie :). Jesteśmy jednak tak podekscytowani tym, co do tej pory zrobiliśmy, że nie mogłam się już doczekać, byście i Wy zobaczyli jakie u nas zmiany :).