Ten post mam w głowie od kilkunastu dni. Przyszedł do mnie podczas przejażdżki rowerowej. Ewoluował, zmieniał się, ochodził i wracał. Nawet teraz nie ma jeszcze ostatecznego kształtu. Może dziś go opublikuję, a może jeszcze nie.
Chciałam Wam powiedzieć o tym jak myślę, że spełaniają sie marzenia, bo wiem na pewno, że się spełniają! Zawsze wydawało mi się, że to jakaś magiczna chwila. Że czegoś się bardzo pragnie i nagle w aurze romantycznej i bajkowej, niby za pomocą magicznej różdżki, marzenie staje się rzeczywistością. Okazuje się, że to nie jest tak do końca… Spełnianie marzeń to proces. Bynajmniej w moim przypadku i to na dodatek dość długi :). Ponadto nie najłatwiejszy ;)…
Pamiętam, kiedy Przemek pokazał mi w Internecie ogłoszenie o sprzedaży naszego teraz domu – trzy zdjęcia, opis. W sumie nic nadzwyczajnego, podobne do każdego innego. Coś jednak oboje poczuliśmy. Przejrzeliśmy tysiące ogłoszeń i żadne nie zawróciło nam w głowie, jak to właśnie „smolnikowe”. Przegadaliśmy tyle godzin jeżdżąc na rowerze, opowiadając sobie co by było, gdybyśmy ten dom mieli. Oboje wówczas sądziliśmy, że pewnie jest to niedościgniona wizja naszego szczęśliwego życia. Snuliśmy plany lekko baśniowe, bo chyba żadne z nas nie wierzyło w to, że uda nam się spełnić marzenie o domu w Bieszczadach…
Tak wyszło, że się udało.
Dom stał się nasz, a z nim przyszło, czego pragneliśmy – koty, psy, pełen kalendarz zarezerwowanych pokoi.
Lato w Bieszczadach! Nagle bajkowa wizja stała się CIĘŻKĄ pracą, której chcieliśmy i na którą czekaliśmy. Coś jednak było nie tak, czegoś było brak. Zmęczenie dopadało nas ogromne. Dziś u progu kolejnego lata, zeszłe wydaje się być błyskiem flesza w mojej pamięci. Od zera do setki wystartowaliśmi i gnaliśmy tak przez ponad 4 miesiące :). Ja miewałam chwile, w których pytałam siebie, czy to o to w życiu mi chodziło – no, bo przecież spełniłam swoje marzenie :). Tęskniłam za Jackson strasznie! Za beztroskimi dniami na rowerze, za puchem zimą, za sobą stamtąd…
Dziś już wiem, że to nie JH sprawiało, że byłam szczęśliwsza. Dziś czuję się u siebie, na swoim miejscu, w swoim domu :). To nie miejsce sprawia, że jesteśmy spełnieni, a życie jakie dla siebie w danym miejscu tworzymy. I wiem już, że brakowło mi równowagi między trzema P, a tę można mieć wszędzie :)! I w Jackson, pewnie i w Zawierciu, ale przede wszystkim w Smolniku. Pamiętajcie kochani o moim doświadczeniu, kiedy wasze życie nagle odwróci się do góry nogami i stracicie kontakt ze sobą.
Równowaga wróci, ale tylko jeżeli jej na to pozwolicie.
Tak spełniają się marzenia :)! Widzcie równiweż, że stają się one prawdą tylko, gdy ma się po swojej stronie kogoś takiego, jak mój mąż. Bez niego nic nie byłoby możliwe!
Paulina
lubię TO !!!!! 😛
Piękne zdjęcia i mądre słowa.pozdrawiam
Ach, Wy Smolnikowi Szczesciarze…az sie lezka ze wzruszenia w oku kreci 😉
wzruszający wpis (a może mi się tylko tak wydaje bo ost. dużo rzeczy mnie wzrusza?)
Pieknie powiedziane!
Gratuluję . Ja też wierzę że marzenia się spełniają.
Tobie już się spełniły—tylko to—bo nie wierzę że usiadłaś na fotelu i cieszysz się
z tego i nic więcej. Jestem pewna że masz marzenia nowe inne a może związane
z tymi. Idż do przodu nie słuchaj tych którzy mówią–to niemożliwe–słuchaj tylko
swego serca i czasami męża jednak polegaj TYLKO NA SOBIE. To nie tak że mąż to
nic takiego—WRĘCZ PRZECIWNIE–MASZ OPARCIE A ON W TOBIE A TO WAŻNE WRĘCZ NAJWAŻNIEJSZE.Bądz szczęśliwa—–ŻYCZĘ CI TEGO Z CAŁEGO SERCA. NIE PATRZ NA BOKI——MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ 🙂 :] 🙂
Dziękuję – w swoim i Przemka imieniu! Tyle dobrego przyniósł ten post! Wiele ciepłych słów od wielu ludzi, w tym od Ciebie :). Dzisiaj jest mi wybitnie miło, że napisałaś, bo dopadło mnie lekkie przeziębienie i otucha jest mile widziana 🙂