Parafrazując „Ferdydurke” rzec można:
„koniec i bomba, a kto prognozy pogody na majówkę w Bieszczadach czytał, ten… TRĄBA”.
Zimno być miało, lać i wiać bez końca. Przyznam, że po raz pierwszy od kiedy mieszkamy w Bieszczadach nie zakupiliśmy kwiatów doniczkowych na okoliczność weekendu majowego w wielkiej obawie, że prognoza się sprawdzi. Rok w rok, coś nam przymarzało. Rok w rok wracać po nowe rośliny musieliśmy tuż po zakończeniu majówki. Po raz kolejny jednak okazało się, że pogoda to kapryśna pani i robi co jej się tylko podoba. Zamiast ulew i wiatru ukoiła nas słońcem i kwitnącymi łąkami.
Kropla tu i ówdzie spadła, lecz nie jak przewidywano – przez całe 4 dni. Błękit nieba porażał kolorem, a zieleń traw bezapelacyjnie dawała znać, że to już pełnia wiosny.
Nasi Goście jednak nie narzekali na taki obrót spraw. Choć niektórym pokrzyżowały się plany na leniwy weekend z książką (POZDRAWIAMY 😉 !!!), a następnie na aktywny dzień w górach. O ile u nas słońce gościło codziennie, o tyle podejście na Tarnicę zaskoczyło naszych domowników deszczem, błotem (ale to już norma 😉 ) oraz gradobiciem. Kapryśna pogoda ;).
Prezentuję powyżej kilka ujęć wiosennej scenerii z przestrogą na „zaś” – dla siebie i dla Was. Jak i w plotce, tak w każdej prognozie trochę prawdy jest. Jedną i drugą brać z przymrużeniem oka należy, a ufać głównie sobie. W związku z powyższym, do zobaczenia za rok na majówce w Smolnikowych Klimatach 🙂 .
Piękne fotki.a czyje to koniki?
Koniki polskie – należą do sąsiadki.
Następną kawę pije w tym słonecznym pomieszczeniu
Oj, Anno… Na picie kawy w tym pomieszczeniu przyjdzie nam poczekać do jesieni! Toż to salon naszych Gości 🙂 , my pijamy kawę w kuchni 🙂
Ależ tam u was pięknie ?