Naiwnie myślałam, wierzyłam, łudziłam się, że brak częstych opadów deszczu i wysokie temperatury sprawią, że bieszczadzkie błoto wyschnie. Przynajmniej na teraz 😉 , by z wielką mocą wrócić na jesieni. W sumie nawet byłam pewna, że już go nie ma, bo przecież Słońce pali Ziemię tego lata wyjątkowo mocno, Osława temperaturę ma wysoko dodatnią i stan jej niski jest. Co tam moje dywagacje i z pieleszy domowych obserwacje… Nijak mają się do rzeczywistości, bo jak się okazuje…
Pierwsze grzyby w lesie rosną.
Toż to sam borowik ceglastopory pokazał swoje lico w ubiegłą niedzielę.
ŻUBRÓW ślady na leśnej drodze są łatwo zauważalne, a i mąż po powrocie do domu kilka śladów zostawił po sobie 🙂 .
Wpadło się biedakowi w błotko… To najukochańsze, nasze, lokalne, bieszczadzkie, jedyne takie 🙂 . I nie to żeby tam w podeszwę weszło odrobinę i się niebawem wykruszy, nawet nie po kostkę, ale profesjojalnie – PO SAMO KOLANKO 🙂 .
Biedak, starał się nadążyć za leśnikiem… Ci zaś wychowani tutaj w Bieszczadach zabierają nas na najlepsze spacery ścieżkami, których sami byśmy nigdy nie odkryli. Mają nad nami jednak niesamowitą przewagę! Jakąś taką zdolność unikania wszelkich pułapek, jakie bukowe lasy w sobie kryją (czyt. wilka kałuża). To chyba jakiś radar wewnętrzny ich prowadzi, a my przyjezdni ciągle się potykamy, obdzieramy i wpadamy w błoto 🙂 . Frajda jest jednak wielka 🙂 🙂 🙂 .
P.S. Tylko kto te buty teraz wyczyści?…
Jak ktoś zna tę ziemię, wychował się na niej to zna jak własną kieszeń , a my obcy poruszamy się jak po polu zaminowanym