„Po nocy przychodzi dzień, a po burzy (…).”
SPOKÓJ… A z nim ulga. Wytchnienie. Świeże pachnące powietrze… Tak nam było trzeba tego deszczu w Bieszczadach. Za równo Goście, jak i my wyszliśmy przed dom wraz z pierwszą kroplą życiodajnego opadu jaka spadła wczoraj przed kolacją z nieba. Wszyscy chcieli w końcu odetchnąć chłodnym rześkim powietrzem. Jakież to było wspaniałe uczucie napełnić płuca tlenem, którego temperatura była niższa niż 35°C. Wszystko i wszyscy odżyli – Goście, my, rośliny. I do tego, jak dobrze się ostatniej nocy spało!
Tak pożegnało nas wczoraj podeszczowe smolnikowe niebo…
Bieszczady zapłonęły najpiękniejszymi kolorami zachodu słońca…
Zastanawiam sie ile jeszcze razy to urokliwe ”bieszczadzkie niebo” zachwyci mnie swym pieknem. Do zobaczenia (pod tym niebem).
Piękne widoki