Ale o co chodzi? Że niby co??? Mała retrospekcja 😉 . Pamiętacie, jak w latach ’90 wpisywało się nazwę ulubionego zespołu i dopisywało się na końcu „… is King”? W moim przypadku tak się złożyło, że ulubionym zespołem był Queen, więc sentencja „Queen is King” była co najmniej dziwna, jednakże widniała na każdym skrawku papieru, piórniku, własnoręcznie wykonanym plakacie. O, tak… Ja byłam bardzo poważnym fanem Queen’u od kiedy skończyłam lat 10. Freddie umarł 3 dni po moich urodzinach i nagle wszędzie zrobiło się o nich głośno. Wtedy przecież dopiero kiełkowała świadomość o HIV i AIDS, a tu nagle ktoś tak sławny nie tylko przyznał się do choroby, ale i stało się jasne, że był gejem, a właściwie biseksualistą. SKANDAL!!!
W radiu puszczali piosenki Queenu i Mercurego jakby to było nowe objawienie świata muzyki, a nie zespół z ponad 20-letnim już stażem. Na starym „Kasprzaku” polowałam na fajne kawałki, żeby nagrać je na czystą kasetę – szok, ale czasy 🙂 🙂 🙂 . Nieświadomie nagrałam i fragment „I was Born to love you”. Fragment, bo nie spodobała mi się w trakcie rejestrowania ta piosenka i przerwałam nagrywanie. Mama weszła wtedy do pokoju i powiedziała, że to był „właśnie ten Mercury”. Tak zaczęła się moja obsesja. Słuchałam do znudzenia piosenki, a właściwie jej części. Polowałam na powtórkę w radiu, ale nie udawało się. Wtedy zaczęłam kupować kasety. Jedną po drugiej, z czasem skolekcjonowałam wszystkie wydane przez Queen. Wszystkie prócz jednej, której nie udało mi się zdobyć do dziś…
Marzyłam o wizycie w Londynie, o koncercie, bo oglądałam je z wielką częstotliwością z kaset VHS 😉 . Przykro mi było, bo wiedziałam, że nie nigdy tak się nie stanie. Nigdy nie zobaczę Queen’u LIVE. Jak to jednak mówią: „nigdy nie mów nigdy”.
W sobotę 21 lutego udało się!!! Queen + Adam Lambert dali super koncert w krakowskiej Arenie.
I choć pewnie każdy marzył tylko o tym, by zamiast Lambert’a na scenie był Mercury to i tak duch Freddie’go był prawie namacalny.
Dwie i pół godziny totalnego odcięcia od rzeczywistości! Dwie i pół godziny gdzieś pomiędzy świadomością a chmurami. Tego nie da się opisać!!!
Na koniec powiem Wam tylko tyle – z pełną świadomością tego, że się powtarzam. Zaprzeczyć jednak nie mogę temu, MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ 🙂 .
No ! Nareszcie się doczekałam tego wpisu.Bardzo byłam ciekawa jak opiszesz to SPEŁNIONE MARZENIE.Wyszło -jak zawsze-super. Całuję…
Freddy jest nie do podrobienia taki głos jeden na parę milionów