Tak sobie dziś pomyślałam :). Czas wziąć sprawy w swoje ręce!
Można poprosić, można zamówić, a nawet zapłacić profesjonalmenu fotografowi za fotki przeróżne. Metodą prób i błędów jednak można nauczyć się „pstrykać” samemu. Zaczynam się więc uczyć. Takie dziś wyzwanie podjęłam. Może nie do końca dobre, może nieprofesjonalne, ale z pewnością pełne uczucia są moje zdjęcia naszego domu. Nikt nie kocha, nikt nie zna i nie rozumie go tak, jak Przemek i ja. Oto efekty:
Prezentuje małe fragmenty wszystkich naszych sypialni – od Przytulnej, przez Lawendową i Bieloną, po Południową. A ja wciąż studiuję „biblię” – intrukcję. Jedynie 330 stron opisu aparatu:
Nie poddaję się :). Trzymajcie kciuki!