Przyznaję… smutno mi z powodu braku zimy. Rok temu tłumaczyłam sobie, że jak tylko przeprowadzimy się w Bieszczady, to już więcej zim bez śniegu nie będzie! Już zawsze będziemy mogli cieszyć się białym szleństwem. Trzymało mnie to „przy życiu”. Od kiedy pamiętam kocham zimę i śnieg! Za zwyczaj spadał na moje urodziny końcem listopada… W tym roku nawet nie spadł na Przemkowe w połowie stycznia :(. Ostatnie +/- 10 lat życia przyzwyczaiło nas do puchu od początku października do połowy czerwca. Wiem… Końcówki zim bywały ciężkie. Opadające na ziemię doskonałe płatki śniegu w czerwcu też nie były do końca wymarzoną sytuacją. Patrząc wstecz tęsknię jednak. A bo ja w ogóle tęsknię…
No, ale co my możemy zrobić? NIC, niestety. Nacieszyć trzeba się więc stanem obecnym – wiosną podczas tej zapowiadanej przez wszystkich w okolicy „zimy stulecia”. Bo ja sądzę, iż ona takową jest – tylko w innym niż oczekiwany aspekcie ;).
Alta i Schnappsie nie narzekają:
Bawią się w najlepsze i brak śniegu nie robi im żadnej różnicy, a jeśli już to „inplus” ;).
Dzięki naszym bieszczadzkim przewodnikom, też staramy się cieszyć tym co jest. I tak dla przykładu: spacery można „uskuteczniać”, bo jest u nas na co popatrzeć.
Nie do końca to jednak to samo, ale zawsze coś. Ja tylko mam taka małą prośbę. Zimo, nie odchodź na zawsze…