Jest tu taki jeden.
Prawy i skromny. Nie chwali się za bardzo i nie chlubi swoją sławą, a ona sięga granic wielu krajów i kontynentów. On sam raczej się chowa 😉 . Każdy chciałby wiedzieć, gdzie go znaleźć, ale on nie chętnie zdradza gdzie przebywa… Zamieszkuje sobie bieszczadzkie lasy. Ci, którzy Go znają, też nie zdradzają… Szanują jego prywatność i lubią spotykać się z nim sam na sam 😉 . Zagląda głównie do tutejszych kuchni, ale jego pojawienie się na salonach i w wykwintnych restauracjach budzi zachwyt i gwarantuje euforię biesiadujących. Niepowtarzalny zapach i aromat towarzyszy jego wizytom. Pan Borowik, bo to o nim mowa, właśnie odwiedził i nasz dom.
Długo zeszło Przemkowi, by namówić go na wizytę. Naszukał się go, ale było warto.
Teraz syci nas swoją obecnością. Goście zachwyceni, my szczęśliwi i choć nieco oschły z niego jegomość w późniejszym niż jesienny kontakcie, to lubimy Go i zimą i wiosną i latem.
To jednak nie koniec wizyt leśnych mieszkańców. Oczekiwania na przybycie dobrego znajomego Pana Borowika trwają 🙂 . Bieszczadzki Rudzielec, Rydz, powinien zapukać do drzwi lada moment 😉 .
Ja na grzybach się nie znam ,ale borowik i rydz w zalewie słodko -kwaśnej pycha
Pięknie! Smacznego
No i to ja rozumiem, takie grzybobranie z, którego wraca się z pełnym koszem.
My z Wojtkiem byliśmy w lasach podpoznańskich i gdy trafił się nam jeden „trójak” byliśmy miło zaskoczeni, ze w ogóle cokolwiek się wykluło 🙂
Pozdrowienia od sierpniowych gości: Ani i Wojtka 🙂
Przemo był bardzo zadowolony ze swoich zbiorów!!! W zeszłym roku prawdziwków mało uzbierał, ale w tym roku nadrobił zaległości 🙂