Nie skończyłam wątku o swojej wypraiwe „w kosmos” (czyt. do Krakowa 😉 ). Obiecałam napisać „następnym razem” i tak mi zeszło. Wyjaśniam więc teraz.
Jakiś czas temu zrobiłam kurs instruktora Pilates. Pamiętacie wówczas moją wielką radość 🙂 ? Dzięki temu spełniło się kolejne z moich marzeń.
W sezonie letnim gościliśmy u siebie kilka pięknych ciężarnych kobiet. Kobiety w ciąży są nadzwyczaj urodziwe, czyż nie? Stan, o którym mowa może i lekko dla przyszłej Mamy uciążliwy chwilami, ale fakt, że pod ich sercem bije drugie, jest niepojęty. Magiczny. W każdym razie, niektóre z nich, pragnęły pójść na Pilates i poćwiczyć z nami. Nie byłam w stanie wziąć na siebie takiej odpowiedzialności… Dlatego postanowiłam w niniejszej materii zdobyć wiedzę, troszkę praktyki, a i z czasem – miejmy nadzieję – doświadczenie.
W Krakowie po dniu obfityjącym w wykłady na temat fizjologii ciąży, rozmów o nastrojach ciężarnych i ich wielkiej sile (!!!), a także po ćwiczeniach z udawanym brzuchem 🙂 wręczono mi certyfikat , stwierdzający, iż w niniejszym temacie zdobyłam pewne – nazwijmy to – rozeznaie 😉 .
By się jednak nie zagalopować, od razu uściślam. Ćwiczenia wskazane są JEDYNIE dla kobiet w ciąży posiadajęcych oficjalną zgodę swojego lekarza na niewielki wysiłej fizyczny w ich blogosławionym stanie 🙂 . „Papiurek” taki wystawia i podbija prowadzący ciążę ginekolag, a ja – na życzenie Pań – mogę poprowadzić zajęcia. Fajna perspektywa, nie?
Gratuluje zdobycia certyfikatu,perspektywa na pewno fajna.