walentynki

14 lutego – kolejna data, która odmierzyła rok w naszym życiu. To dzień, o którym napisałam:

„I choćby nie wiem jak, ktoś chciał Was przekonać, ze Bieszczady to nie Biesy (Anioły) i Czady (Diabły), Siudaki wierzą, że tak właśnie jest. 14 lutego, 2013 roku tak w nich zawirowały owe skrajności, że prawie uciekli.”   

Ha! Tak właśnie było… Dzień decyzji – kupujemy, czy uciekamy? Mimo, że oficjalnie wprowadziliśmy się do Smolnika 29 w miesiąc później, to właśnie od podpisów złożonych u notariusza 14 lutego, 2013r. zależała cała reszta. Pamietam ten poranek bardzo dobrze. Mglisty, wilgotny, ale był śnieg. Oboje wstaliśmy z „ciężkimi” sercami po wydarzeniach dnia poprzedniego. Cisza między nami była bardzo wymowna – oznaczała lęk i niepewność. Udawaliśmy, że nie myślimy o zmianie decyzji, zaczeliśmy przygotowania do spotkania z notaruszem – sprawdzanie dokumentów, prysznic… Śniadania nie byliśmy w stanie przełknąć. Chyba pierwszy raz w życiu nie smakowała mi nawet poranna kawa ;). Im bliższa była godzina wyjazdu – 9:00 – tym szybciej biły te nasze „ciężkie” serca. I już sama nie wiem, które z nas pierwsze wyraziło w końcu swe wątpliwości. Chyba Przemek… Była może 8:30, a on siedział wciąż niegotowy na łóżku z teczką pełną ważnych dokumentów, a obok niego jego brat. Tak samo przeżywał jak my. Wszyscy baliśmy się powiedzieć „tak” lub „nie”. Każda z decyzji byłaby bardzo wiążąca.

I nadeszła „burza mózgów” – szybka i konkretna. Poprzedni właściciele zdawali sobie sprawę ze stanu w jakim byliśmy tego poranka, pewnie też nie spali najlepiej…

Skąd te wątpliwości pomyślicie. Przecież tyle trudu włożyliśmy w przyjazd do Polski, by chyżę zobaczyć, by sfinalizować negocjacje i nagle wahanie? Sami nie sądziliśmy, że są w nas takie emocje… Wiele zmienił jednak wieczór przed dniem 14 lutego. Okazało się, że kilka spraw pominięto przedstawiając nam sytuację i stan w jakim dom się znajduje… „Przyziemne” sprawy  – prawo do użytkowania studni, szambo, dach :). Kolejne zobowiązania finansowe, których nie planowaliśmy, a ponadto wielkie rozczarowanie nieszczerością. Nic czego nie dałoby się przeskoczyć, lecz czuliśmy się oszukani.

Z piętnasominutowym opóźnieniem ruszyliśmy jednak do Sanoka. Mieliśmy jeszcze godzinę na wykonanie kilku ważnych telefonów – do Pani Beaty (naszej agentki nieruchomości, której bardzo wiele zawdzięczamy), do Mirka (naszego wiernego prawnika 🙂 ), do Rodziców… Układaliśmy plan projektów w głowie, rozważaliśmy opcje ich finansowania. Uznaliśmy jednak zgodnie, że jak to trywialnie się mówi „kto nie ryzykuje, ten nie jedzie” :). U notariusza siedzieliśmy „jak na szilkach”. W momencie jednak podpisywania umowy przedwstępnej nie zadrżały nam już ręce. Ostatnie 3 godziny wielkiej nerówki upewniły nas w przekonaniu, że RAZEM damy radę wszystkiemu :).

Podpisy złożone, emocje opadły. Wróciliśmy do Smolnika sami. Mieliśmy zamiar uczcić pierwszy krok ku spełnieniu marzeń butelką dobrego wina, ale ja po prostu usnęłam – w ubraniu, z pełnym makijażem bez umycia zębów przed snem i tak przespałam caluteńką noc. Ze spiętymi wlosami :). Następnego ranka czułam się, jakby mnie ktoś pobił :). Ze stresu bolały mnie wszystkie mięśnie :), ale serce miełam już „lekkie” i smakowała kawa :). Oboje cieszyliśmy się bardzo, że nie stchórzyliśmy!

Nasza decyzja cieszy nas i dziś. Było nam pisane mieszkać w Smolniku i tak się stało! Z perspektywy czasu wszystko wygląda inaczej – po mału realizujemy niezbędne projekty i piszemy swoją hitorię. Śmieję się, że możnaby ją zatytułować: „Smolnikowe Klimaty, wydanie II poprawione” :).

A Wam wszystkim zakochanym życzymy dnia wypełnionego miłością, czekoladą i szampanem. Miłość to największa pasja w życiu! My jesteśmy dzięki niej silni :)!

_DSC0243

3 myśli nt. „walentynki

  1. Pięknie napisane…historia szczera i prawdziwa 🙂 – życzę dalszych sukcesów, miłości i nowych marzeń o które warto walczyć 😉

    Wierna Czytelniczka Smolnikowych Opowieści

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

77 + = 86